Żywym krokiem ruszyłem za kotką.
- Właściwie, to jak się nazywasz? - zagadnęła po chwili marszu.
- Skaza. - burknąłem. - A ty...?
- Vene.- odparła łagodnie i tutaj nasza rozmowa znów zacięła się na
kilka minut. Dotarliśmy pod wielkie drzewo w nietypowym kolorze.
Zwisające długie gałęzie przypominały wierzbę, ale barwa liści była
różowa. Jeszcze dziwniejsze było to, że owa roślina w ogóle miała
liście. - w końcu mamy zimę! Podszedłem do grubego pnia Drzewa Tajemnic i
poczułem emitujące od niego ciepło. Podniosłem łeb w górę.
- Gdzie to stado? - zagadnąłem, a Vene zarumieniła się lekko.
- No cóż... jesteś pierwszym jej członkiem. Znaczy drugim, zaraz po
mnie. Wkrótce dołączy więcej kotów. Czuję to... - westchnęła z lubością.
Wdrapałem się na najniższą gałąź i jak zabity rzuciłem się na jej
przyjemną korę.
<Vene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz