Byłem zmęczony. Sam nie wiedziałem co mam począć. Wiedziałem, że jestem
na czyichś terenach, ale nigdzie nie mogłem znaleźć żadnego kota.
Położyłem się pod rozłożystym drzewem by chwilę odpocząć. Zdrzemnąłem
się chwilę, a po przebudzeniu zacząłem się tarzać w dywanie suchych,
żółtych liści. Kiedy leżałem na boku, niespodziewanie coś mignęło w
oddali. Szybko zerwałem się i zacząłem biec w tamtym kierunku.
Dobiegłszy na miejsce, nic nie znalazłem. Zacząłem węszyć, lecz nie
trwało to zbyt długo, ponieważ usłyszałem za sobą niezadowolony głos:
- Czego tu szukasz? Nie wiesz, że nie wchodzi się na cudze tereny?
Odwróciłem się i zobaczyłem szaro-białą kocicę. Stanąłem dumnie.
- Jestem Skaza. Szukam dowódcy tego... przybytku. - oznajmiłem, jednak kotka nadal mi nie ufała, więc dodałem:
- Masz śliczne oczy.
Ona zaś zmierzyła mnie wzrokiem i rzekła tajemniczo:
- Chodź za mną.
Szliśmy w milczeniu. Ja zbytnio nie lubię rozmów, ale chciałem dobrze wypaść, by zostać zaakceptowanym.
- Co to za miejsce? - zacząłem. Kocica spojrzał na mnie i po chwili milczenia odpowiedziała:
- Okolice Drzewa Tajemnic.
Ja zaś rozejrzałem się dookoła i burknąłem cicho:
- Czarująco...
<Vene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz