Kiedyś mieszkałam z rodzicami u Ludzi. Mieszkaliśmy w ogromnym
białym domu, mieliśmy swoje koszyczki i regularnie dostawaliśmy jeść.
Wtedy nie wiedziałam jak to jest nie żyć z Ludźmi. Myślałam, że
wszystkie koty mają tak jak ja. Pewnego dnia jednak tata powiedział, że
muszę nauczyć się polować i tropić, bo kiedyś już tego nie będzie. Nie
wiedziałam, o co mu chodzi, ale spodobała mi się ta zabawa. Dorastałam,
uczyłam się polować i tropić powoli rozumiejąc, o co chodzi mojemu
tacie. W dniu swoich urodzin usłyszałam jak „moi” ludzie rozmawiali, że
moich rodziców przejechał samochód, załamałam się i uciekłam do lasu. Po
kilku godzinach wędrówki, zrobiło mi się żal „moich” ludzi i
postanowiłam wrócić do „białego domu”. Jednak zorientowałam się, że nie
wiem gdzie on jest. Błądziłam jeszcze pare dni, gdy usłyszałam
przeraźliwe krzyki. Pobiegłam w ich stronę i po pewnym czasie ujrzałam
przedziwne stworzenie uwięzione w sieci. No cóż pomogłam jej i tak nie
miałam nic do stracenia. W końcu „to” powiedziało:
-dziękuje Ci! Uratowałaś mi życie! Nie wiem jak Ci się za to odwdzięczyć!
-nie trzeba naprawd…
-wiem! Zostanę twoją eee…. No.. Kimś, kto… z tobą chodzi wszędzie do końca życia i w ogóle
-towarzyszką?
-tak! Chodźmy! Gdzie idziesz?
Opowiedziałam jej moją historię i ruszyłyśmy dalej w końcu doszłyśmy do
pięknego różowego drzewa. Zauważyłam jakiegoś kota i zaczęłam mu się
przyglądać…
(Sfinks?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz